DZIEN 80-84 9-13.04.07
Pierwszy dzien w Dharamsali spedzilismy raczej pasywnie dochodzac do siebie po niemilej chorobie i podrozy. Dopiero we wtorek wyszlismi do miasteczka, ktore okazalo sie tetnacaym zyciem miejscem. Dharamsala to stolica Tybetanczykow na uchodzctwie. Dalai Lama zmuszony przez chinskich komunistow do ucieczki z ojczyzny odnalazl schronienie w sasiednich Indiach, jego "kwatery" znajduja sie wlasnie nieopodal Dharamsali. Mieszka tu wiec wiecej Tybetanczykow niz Hindusow, po ulicach chodza mnisi w charakterystycznych pomaranczowo-bordowych szatach i tybetanskie kobiety w swych tradycyjnych sukienkach i pasiastych fartuszkach.
Na nude nie mozna tu narzekac. W miescie dzieje sie bardzo duzo. W bibliotece zawsze trwaja jakies wyklady prowadzone przez prawdziwych Lamow (tybetanski mistrz/nauczyciel), w ciagu ostatnich trzech dni odbywala sie tez miedzynarodowa konferencja naukowa z Dalai Lama (mozna bylo ja na zywo sledzic w telewizorze w przyswiatynnej swietlicy), odbywa sie tez wlasnie tybetanski festiwal filmow. Staramy sie korzystac ze wszystkiego ile mozemy. Choc fajnie jest tez obserwowac codzienne zycie Dharamsali: turystow dyskutujacych w kafejkach o sprawach wiary i religii, bez przerwy mantrujacych Tybetanczykow, mnichow podczas slynnych, bardzo energicznych debat a wszystko to na tle absolutnie niesamowitych gor. Oprocz tego z przyjemnoscia mozna pochodzic po sklepach, ktore w wiekszosci prowadzone przez Tybetanczykow maja ustalone, niewygorowane ceny (po Indiach to naprawde mile :)), przesiadujemy tez w kafejkach z super jedzeniem (szczegolnie jedna taka japonska jest bardzo dobra), albo po prostu na balkonie naszego pokoju podziwiajac przepiekne widoki.
Jest tu tez mnostwo kursow na ktore mozna sie zapisac: wszelkie rodzaje medytacji, yoga, reiki, masaz. Tak nam sie tu pdoba, ze postanowilismy zostac jeszcze kilka dni, zapisalismy sie na trzydniowy kurs, zaczynamy jutro, temat: smierc. :))) Ma nie byc pesymistycznie, a raczej odwrotnie, opowiemy jak bylo... :)