DZIEN 3 22.01.2007
Wstalismy pozno, przesypiajac sniadanie wliczone w cene hotelu. No coz trudno sie przestawic, czujemy sie oszolomieni. w Polsce jest 5 rano. Jemy na sniadanie nalesniki o smaku proszku do pieczenia...:), w Tajlandii w ogole nie znaja sie na pieczywie, to co mozna dostac to okropny niby tostowy chleb, gorzej niz w UK. Ruszamy na zwiedzanie miasta po drodze kupujac tabletki na malarie, bardzo tanie (ok 60 bathow za paczke). Szybko okazuje sie ze glowna swiatynia i palac sa juz zamkniete, ale jakis mlody Taj pokazuje nam na mapie inne miejsca warte odwiedzenia. Poleca nam podroz tuk-tukiem taka moto taksowka, ktora dzis kosztuje tylko 20 b za dzien, z okazji jakiegos swieta narodowego. Jedziemy obejrzec Stojacego Budde, faktycznie posag jest ogromny. Potem jedziemy do informacji turystycznej TAT, bo potrzebujemy bilety na dalsza podroz. Tam kupujemy bilety i dajemy sie namowic na zakup noclegu na wyspie KO PHA NGAN. Razem jest podobno taniej. Zadowoleni ruszamy na dalsze zwiedzanie, odwiedzamy jeszcze tylko jedna swiatynie, dwie nastepne okazuja sie zamkniete, a w jednej dodatkowo jakis typ w zlocie propopnuje nam zakup szafirow i darmowe wakacje... Pozniej pan tuk-tukarz odmawia posluszenstwa i wykreca sie od dlaszej jazdy, chyba dlatego, ze nie chcemy z nim jechac na jakies proponowane przez niego zakupy. Reszte zwiedzamy na piechote. Wieczorem w hotelu przeliczamy cene biletow i noclegow raz jeszcze i okazuje sie ze grubo przeplacilismy!!! Jestesmy totalnie wkurzeni na siebie. Jak moglismy sie tak zrobic... Postanawiamy tam wrocic na drugi dzien.
Wieczorem jemy kolacje w Tajskiej wegetarianskiej restauracyjce. Jemy Artur - Big noodle z warzywami (Duze nudle-kluski z warzywami), przyprawione sosem sojowym, sokiem z limonki swiezym szczypiorkiem wszystko zrobione na woku w ok 5 minut. Kaska je ryz ze smazonymi warzywami, tofu i kielkami sojowymi.
Dzien 4 23.01.2007
Nastepnego dnia wstajemy rano i ruszamy na akcje! Artur idzie do pana z informacji ktora okazuje sie byc agencja turystyczna , (kazda z nich reklamuje sie jako TAT autoryzowany punkt informacji rzadowej) by zrezygnowac z ich uslug i odzyskac pieniadze, jak przewidujemy nie jest to proste. Po okolo godzinie negocjacji, awantur i straszenia policja turystuczna udaje nam sie odzyskac wiekszosc pieniedzy. To lekcja ktora uczy nas tego by z podejrzliwoscia( niestety) patrzec na kazda oferowana pomoc a nawet na pozornie autoryzowane punkty.
W drodze na stacje kolejowa, taksowkarz znow probuje nas namowic na wizyte w TAT twierdzi ze bez biletu w ogole nie ma po co isc na stacje, nauczeni kilkakrotnie odmawiamy. Na dworcu nawet przed sama kasa jestesmy nagabywani i proponuje sie nam tansze! bilety autobusowe, pani mowi ze pociagowych juz dawno nie ma , co za chwile okazuje sie byc nieprawda. W okienku udaje sie nam w koncu kupic bilet i pozostaje tylko czekac 3 godziny na pociag. W miedzyczasie ok 18 nagle wszyscy na dworcu staja na bacznosc, gra jakas muzyka przypominajaca chinskie piesni komunistyczne, wkracza oddzial zolniezy i salutuje. To wszystko ku chwale krola, ktorego czci sie tutaj niczym w Polsce Papieza. Jego portrety w raz z rodzina sa wszedzie, stawia sie mu tez cos w rodzaju oltarzykow.
Pociag okazuje sie klasy bardzo drugiej, ale chociaz bardzo stary to mimo wszystko wygodniejszy niz nasze PKP, rozkladaja sie fotele. Zmeczeni zasypiamy.'